Dwadzieścia pięć!
Zgodnie z badaniami tyle procent kobiet zawsze lub prawie zawsze przeżywa orgazm podczas penetracji waginalnej w trakcie heteroseksualnego współżycia*. Jednocześnie szacuje się, że między 60 a 80% kobiet szczytuje tylko dzięki stymulacji żołędzi łechtaczki. Około 50% kobiet doświadcza szczytowania „czasami” podczas seksu waginalnego, ale nie określając dokładnie, co to „czasami” oznacza. 20% kobiet doświadcza orgazmu podczas penetracji rzadko lub prawie nigdy, a 5% – nigdy.
Co ciekawe, dla tych 25% kobiet nie ma znaczenia, czy seks ma miejsce w monogamicznej, stałej relacji, czy jest to romans, a nawet tak zwany one night stand**. Zwracam na to uwagę, ponieważ wciąż świetnie ma się mit mówiący, że kobieta do orgazmu potrzebuje miłości i stałej relacji. Jasne, część z nas tak ma. Ba! Uznajemy już nawet taką orientację psychoseksualną – demiseksualność, która charakteryzuje się tym, że pociąg erotyczny (a tym samym możliwość podjęcia współżycia) pojawi się tylko pod warunkiem, że wcześniej osoby nawiązały silną więź emocjonalną. Demiseksualne mogą być i kobiety i mężczyźni, a pociąg mogą czuć do każdej płci, więc założenie, że wszystkie (heteroseksualne) kobiety uprawiają seks wyłącznie z miłości, jest po prostu nieprawdziwe.
Czy jest takich błędnych założeń więcej?
Pewnie! I postaram się z większością z nich rozprawić.
Dojrzały orgazm to ten wywołany penetracją. Jest to tak zwany „orgazm pochwowy” stawiany w opozycji do niedojrzałego „orgazmu łechtaczkowego”. MIT!
Oj, doktorze Freud. Strasznie pan namieszał swego czasu. Palnął coś zapewne zgodnego z ówczesną linią naukową i wiedzą, nawet nie spodziewając się, jakie będzie to miało konsekwencje przez kolejne dekady. Otóż nie rozróżniamy już orgazmów „łechtaczkowych” i „pochwowych” odkąd wiemy, jak zbudowana jest łechtaczka. Dziś wiemy, że orgazmy wynikające z wewnętrznej stymulacji pochwy zawdzięczamy najczęściej również łechtaczce (tyle że stymulowanej nie z zewnątrz, gdy pieszczona jest sama jej „główka”, czyli widoczna na zewnątrz część tego dużego organu). Dzieje się tak, ponieważ łechtaczka oplata swoimi odnogami kanał pochwy oraz połączona jest z jej receptorami nerwowymi. Co oznacza, że drażnienie ścian pochwy wyzwala tak naprawdę orgazm łechtaczkowy, tylko jakby zapoczątkowany w innym miejscu łechtaczki. A ponieważ każda osoba z waginą zbudowana jest odrobinę inaczej, to dla jednych osiągnięcie orgazmu podczas stymulacji waginy będzie możliwe zawsze lub prawie zawsze, dla innych rzadziej lub wcale. I nie ma w tym niczego niepokojącego.
Inny rodzaj orgazmu wywołanego penetracją to orgazm z szyjki macicy, który może być bardzo intensywny, ale u części kobiet taka głęboka stymulacja może być nieprzyjemna lub wręcz bolesna. I tu znowu powtórzę – każda z nas jest inaczej zbudowana i nie ma jednej „orgazmicznej reguły” dla nas wszystkich. Mało tego! To, co może nam sprawiać przyjemność w środku cyklu, gdy mamy owulację, może być wręcz bolesne pod jego koniec, gdy szyjka macicy w naturalny sposób obniża się tuż przed miesiączką. I to jest najwspanialsze w ludzkiej seksualności. Jest cykliczna, płynna i zmienna, jak pory roku i cykle przyrody. Obserwujmy i zaciekawiajmy się tym, jak fluktuuje i zaprasza do nowych odkryć.
Im bardziej wyćwiczone mięśnie dna miednicy i ciasna pochwa, tym lepsze orgazmy, więc wszystkie musimy ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć te mięśnie. MIT!
Otóż jest dokładnie odwrotnie… I wiem, jakim to może się okazać zaskoczeniem, bo ten mit to temat przewodni moich konsultacji w gabinecie oraz refren powtarzający się chyba w większości gabinetów fizjoterapeutów uroginekologicznych. Z jakichś przyczyn mamy przekonanie, że im jesteśmy ciaśniejsze, tym odczucia dla nas będą intensywniejsze, co absolutnie nie jest prawdą. I powie wam to każda kobieta zmagająca się z pochwicą lub nadmiernym napięciem w kroczu i w dnie miednicy. Zaciśnięte mięśnie pochwy (zwłaszcza ten na samym jej wejściu, czyli mięsień opuszkowo-gąbczasty w kształcie litery U) powodują, że współżycie jest bolesne, a czasem wręcz niemożliwe. Kobiety z podniesionym napięciem mięśni dna miednicy (MDM) oraz waginy skarżą się, że w najlepszym wypadku nie czują nic, a w najgorszym czują tylko ból. Dlaczego tak się dzieje? Zaciśnij na jakiś czas dłoń w pięść, aż zbieleją ci palce, a następnie dotknij się w nie. Czujesz swój dotyk lepiej czy gorzej niż wówczas, gdy do palców napływa świeża natlenowana krew?
No właśnie…
Niedotleniony, zaciśnięty mięsień, to mięsień nieelastyczny, nieodżywiony, jakby „odrętwiały”, słabiej rozciągający się i mało współpracujący. A, jak już wiesz, orgazm to rozluźnienie, ruch, oddech, dźwięk i wilgoć. Tych jakości nie „wyciśniemy” z i tak wyjściowo zaciśniętych mięśni. Wiele kobiet zauważa, że gdy narasta u nich podniecenie, wstrzymują oddech, napinają się i „zatykają”, trwając w bezdechu i nadmiernym napięciu (jakby nie chciały „spłoszyć” nadchodzącego orgazmu). W takich okolicznościach jednak bardzo trudno o orgazm, ponieważ mięśnie dna miednicy nie dostają zastrzyku z natlenowanej krwi i nie zaczynają miarowo kurczyć się i rozkurczać, jakby pulsowały. A to ta właśnie praca jest potrzebna mięśniom pochwy, by również zaczęły mieć przyjemne skurcze, początkowo rytmiczne, z czasem coraz mniej aż do wygaśnięcia, gdy opada szczytowa przyjemność.
Zatem im więcej miękkości i relaksu w biodrach, brzuchu i miednicy oraz im więcej głębokiego oddechu, rozluźnionego gardła i wydawanych dźwięków, tym większa szansa na wszechogarniający orgazm.
Jak zmienić swoje przyzwyczajenie zaciskania się podczas współżycia i/lub sesji samomiłości?
Oddychaj. To najlepsza i najprostsza sugestia, jaką mogę ci dać. Oddychaj, staraj się świadomie odpuszczać napięcie w kroczu, brzuchu i pośladkach, wydawaj dźwięki, otwieraj usta i rozluźniaj gardło, bo tym samym rozluźniasz mięśnie dna miednicy (nasze gardło i MDM to jedna taśma mięśniowo-powięziowa. Rozluźniając górę, rozluźniasz też dół i odwrotnie). Nie bój się niekontrolowanych dźwięków („popierdywań pochwą”), które mogą się zdarzyć, gdy do rozluźnionej pochwy wtłaczane jest powietrze penisem, postaraj się odpuścić kontrolę i zobaczyć, co się wydarzy. A nuż wydarzy się intensywny orgazm wprawiający twoje ciało w drżenie, a nawet kończący się wybuchem płaczu. Takie orgazmy bardzo często są możliwe właśnie dzięki dawaniu im czasu i miejsca, by pojawiły się w całkowicie rozluźnionym ciele.
Co, jeśli nie szczytuję z osobą partnerską, a ze sobą już tak?
Z reguły jest tak, że jedne z pierwszych ogazmicznych doświadczeń zawdzięczamy sobie (czyli masturbacji) lub przypadkowi. Część kobiet wspomina, że szczytowały po raz pierwszy podczas uprawiania sportów (dzięki rytmicznym skurczom mięśni, na przemian z ich rozluźnianiem) lub zupełnie niechcący, np. pod prysznicem. I to jest całkowicie normalne. Naturalne jest też, jeśli najintensywniej szczytujemy same ze sobą, ponieważ – co tu dużo mówić – często jesteśmy swoimi pierwszymi i najlepszymi kochankami. Znamy swoje ciało, wiemy, jakie fantazje na nas działają, dajemy sobie stymulację rozłożoną w czasie tak, jak chcemy i to jest najlepsza metoda do samopoznania. A gdy będziemy wiedziały, co nas podnieca oraz prowadzi do rozkoszy, łatwiej będzie pokierować osobę, z którą chcemy mieć seks. Dlatego nie krępuj się eksplorować własnego ciała, sprawdzaj, jak ono zmienia się w cyklu, jak działa na ciebie zmęczenie, a jak relaks, nie bój się eksperymentować, oglądać się w lustrze czy zapisywać fantazje.
Czy coś jest z tobą nie tak, jeśli się nie masturbujesz?
Absolutnie nie! Są osoby, które w ogóle nie mają takiej potrzeby, a jednocześnie są bardzo zadowolone z jakości swojego życia erotycznego w relacji. Masturbacja to nie must-have, a jej brak nie jest żadną dysfunkcją. Jednocześnie ważne jest dla mnie przekazanie ci, że jeśli szczytujesz sama ze sobą, a z osobą partnerska nie, to nie jest to ani zdrada, ani sygnał, że musicie się rozstać. To tylko zaproszenie do wspólnej eksploracji tego obszaru i uczenia się wzajemnie co lubią wasze ciała, a czego nie. Jest to też pewnie zaproszenie dla ciebie, do mówienia/pokazywania co cię podnieca oraz dla twojej osoby partnerskiej, by umiała słuchać i być otwartą na twoje sugestie.
Co jest według mnie istotne, gdy rozmawiamy o kobiecym orgazmie?
Po pierwsze to, że możemy doprowadzić się same lub z drugą osobą/osobami do orgazmu na bardzo wiele różnych sposobów. M.in. poprzez mniej lub bardziej zaawansowany petting (pieszczoty, które w ogóle nie zakładają penetracji, tylko na przykład stymulację brodawek sutkowych i/lub łechtaczki ręką, ustami, a czasem nawet przez samo ocieranie się przez ubranie), poprzez seks oralny (stymulację okolic wulwy ustami i językiem), poprzez seks analny (penetrację odbytu) lub rimming (pieszczenie odbytu ustami i językiem), poprzez stymulację punktu G***, leżącego na przedniej ściance pochwy, a czasem nawet podczas stymulacji innych stref erogennych, jak kark, szyja, uszy lub stopy (naprawdę!). Są nawet kobiety, które doświadczają orgazmów bezdotykowych od samego fantazjowania, czy erotycznej rozmowy. Co potwierdza, że najważniejszym orgazmicznym organem jest nasz… mózg.
Dodatkowym wsparciem może być tu suplementacja wysokiej jakości produktami. Zestaw suplementów Poranne Uwodzenie i Wieczorne Pożądanie pomoże Ci zadbać o wewnętrzny apetyt seksualny oraz wpłynie pozytywnie na fizyczne i psychiczne samopoczucie.
Rada, którą daję prawie zawsze w gabinecie
Daj sobie czas. Niestety pornografia sprawiła, że mamy dość spaczony obraz seksu na bardzo wielu poziomach. Jednym z tych poziomów jest czas trwania stosunku oraz czas potrzebny kobiecie, by się podniecić. O ile osoby z penisami potrzebują dosłownie kilku minut, żeby zareagować podnieceniem na bodziec (spotkałam się z danymi mówiącymi o 2 minutach), o tyle osoby z waginami potrzebują od pół godziny do nawet 45 minut, by mózg przetrawił informację o bodźcu, zastanowił się, czy w ogóle warto się pobudzać, wysłał sygnał do wulwy, by ta się ukrwiła i nawilżyła i by można było uznać, że kobieta jest w pełni podniecona. Oczywiście to nie znaczy, że każda z nas, za każdym razem, gdy ma mieć seks, potrzebuje dokładnie tyle czasu z zegarkiem w ręku. Niemniej badania pokazują, że kobiece podniecenie narasta znacznie wolniej (już w Kamasutrze pisano, że joni potrzebuje ponad 20 minut, żeby się otworzyć i wpuścić penisa do środka).
I na koniec – nie róbmy (sobie) presji! Brak orgazmu (zawsze lub czasami) nie jest tożsamy z nieudanym życiem erotycznym. Wiele kobiet szczerze mówi, że szczytuje od święta lub wyłącznie podczas masturbacji, a jednocześnie są bardzo zadowolone z jakości swojego życia seksualnego, bo czerpią przyjemność z całego zbliżenia.
Z drugiej strony, środowiska feministyczne słusznie zwracają uwagę na fakt, że taka narracja może tylko zachęcać zarówno mężczyzn, jak i lekarzy do lekceważenia kobiecej przyjemności i traktowania jej po macoszemu. Już jest tak, że gdy mężczyzna zgłosi lekarzowi, że nie szczytuje, zostanie potraktowany śmiertelnie poważnie, a gdy to samo zgłosi kobieta, to najpewniej usłyszy przytoczone powyżej statystyki i nie zostanie jej poświęcona należyta uwaga. Oczywiście nie zgadzam się na taki stan rzeczy, ponieważ przyjemność erotyczna kobiet, z którymi pracuję, jest dla mnie bardzo istotna. A sam orgazm to ważna, choć pewnie nie najważniejsza w seksie kwestia – daje nam radość i poczucie spełnienia, jest zbliżający (dzięki koktajlowi hormonów wydzielanych podczas szczytowania) i po prostu zdrowy. Zatem kochajmy się (z innymi i ze sobą solo), szukajmy przyjemności, jednocześnie nie robiąc sobie presji, ale zaciekawiając się i eksplorując własną przyjemność.
Tego ci życzę z głębi serca.
*We wszystkich tekstach, gdy piszę o kobietach, odnoszę się do wszystkich osób posiadających wulwę i opcjonalnie waginę (u osób z zespołem MRKH w życiu płodowym mógł się nie wytworzyć kanału pochwy, ale wciąż mogą one mieć zewnętrzne żeńskie narządu płciowe), również do osób interpłciowych i transpłciowych. Określenie „kobiecy orgazm” traktuję tu jako potrzebny skrót myślowy. Wymiennie używam też określeń „kobieta” i „osoba”, ponieważ nie każda osoba z żeńskimi narządami płciowymi czuje się kobietą. Zależy mi, by teksty były jak najbardziej inkluzywne, a jednocześnie łatwo przyswajalne, dlatego staram się upraszczać język, jednocześnie nie zapominając o naszej wspaniałej różnorodności.
**one night stand to określenie pochodzące z języka angielskiego oznaczające przygodę na jedną noc lub seks na jedną noc. To jednorazowe spotkanie seksualne, w którym oczekuje się, że nie będzie dalszych relacji między uczestnikami seksu. Swoją nazwę czerpie z powszechnej praktyki One-night stand, pojedynczego nocnego występu artysty w lokalu.
***Punkt G (punkt Gräfenberga) – obszar uważany za jedną z najwrażliwszych stref erogennych ciała kobiety. Większość badaczy utożsamia go z występującym u niektórych kobiet fragmentem ściany pochwy unerwianym przez nerw sromowy. Według innych definicji jest to punkt nerwowy, w którym nerw przechodzi bardzo blisko cewki moczowej.