Potrzebujesz czterech przytuleń dziennie, by przeżyć.
Teoria amerykańskiej psychoterapeutki Virginii Satir mówi, że do przeżycia potrzebujemy czterech przytuleń dziennie; by zachować zdrowie potrzeba ośmiu, a by się rozwijać i realizować swój pełny potencjał – dwunastu chcianych, jakościowych uścisków na dobę. Dzięki temu wydziela się tak zwany „hormon przywiązania” i poczucia bezpieczeństwa, czyli oksytocyna (ta sama, która wytwarza się podczas aktu miłosnego oraz dzięki której możliwy jest poród siłami natury i tworzy się silna więź między dzieckiem a rodzicami).
Nieerotyczny dotyk, czułość bez seksualnego podtekstu czy wspólne spanie są też szalenie ważne w kontekście relacji partnerskiej, ponieważ budują dosłownie chemiczną więź między partner(k)ami, dają poczucie bezpieczeństwa i stymulują wytwarzanie wspomnianej wcześniej oksytocyny.
Niestety bardzo często podczas konsultacji w gabinecie kobiety mówią mi, że ich partnerzy nie są chętni, by dotykać je inaczej niż z intencją zainicjowania zbliżenia seksualnego. Skarżą się, że za każdym przytuleniem musi stać „coś więcej”; że ich prośba o masaż pleców zawsze kończy się sugerowaniem seksu penetracyjnego; że jedyny sposób, w jaki ich partnerzy dotykają je w ciągu dnia, to łapiąc za pośladek lub „miętoląc” piersi – w dodatku uważają to za rodzaj „gry wstępnej”. Cytują partnerów, mówiących, że zwyczajne tulenie się jest dla nich nudne i nie rozumieją „po co”.
Jakie widzę tego konsekwencje?
Otóż kobiety najczęściej same przestają inicjować momenty bezinteresownej czułości, właśnie po to, by nie odbywać po raz kolejny tej samej rozmowy i nie tłumaczyć, że to nie one wysyłają „mylne sygnały”, tylko ich partnerzy każde zaproszenie do kontaktu fizycznego mylnie interpretują jako sygnał erotyczny. Jak się domyślasz, koło nieporozumienia się zamyka i żadna ze stron nie jest zadowolona – kobieta czuje się traktowana instrumentalnie i ma przykre poczucie, że partner jest nią zainteresowany wyłącznie wówczas, gdy chce seksu; on natomiast czuje się odrzucony i pogubiony w „sygnałach” wysyłanych przez partnerkę.
Co się stało, że zapomnieliśmy jako społeczeństwo, jak ważny i zbliżający jest nieerotyczny dotyk?
Z moich obserwacji wynika, że pokrzywdzone są tu obie strony partnerskiej relacji, a powód może tkwić w tym, że już jako dzieci, chłopcy przestali być tuleni przez rodziców/opiekunów, a każdy czuły kontakt między przedstawicielami tej samej płci był erotyzowany i wyśmiewany jako homoseksualny. A – jak możemy się domyślać – w patriarchalnej, katolickiej kulturze posądzenie o bycie gejem może być dla chłopców na tyle przerażające, że wolą pożegnać się na całe lata z jakimkolwiek przyjemnym dotykiem, niż dostać łatkę geja… Polscy mężczyźni nie mają w zwyczaju witać się z innymi mężczyznami poprzez przytulenie się, a nawet pocałunek – jak choćby Włosi czy Turcy. Odzwyczajamy się od fizycznego dawania sobie wsparcia poprzez tulenie się czy głaskanie często już w wieku nastoletnim i wchodzimy w dorosłość dosłownie głodni dotyku i chorzy z jego braku.
Myślę też, że tacy odcięci od ciała ludzie, zwłaszcza ci socjalizowani do roli mężczyzn, zwyczajnie nie umieją zapraszać do fizycznej bliskości inaczej niż pod płaszczykiem „męskiej przepychanki w szatni” (gdy chodzi o innych mężczyzn) lub inicjowania seksu (gdy chodzi o kontakt z kobietą). Być może jest tak, że nie umieją i/lub wstydzą się inaczej, bo zwykłe zapraszanie do czułości wydaje im się „za mało męskie”, kastrujące i nie czują się oni na tyle swobodni w swoich usztywnionych normami płciowymi ciałach, by poprosić o zwykłe przytulenie. Smutne, prawda?
Zatem spróbujmy inaczej!
Po pierwsze… Rozmowa
A w zasadzie wy spróbujcie, jeśli taki pomysł wam odpowiada. Głęboko wierzę w to, że w wielu przypadkach da się wspólnie „wrócić do swoich ciał” i nauczyć się być w nich ze sobą, niekoniecznie w kontekście seksualnym. Na początek rozmowa – co może być najtrudniejszą częścią zmiany, ponieważ rozmowa o nieerotycznym dotyku i czułej bliskości zakłada często skontaktowanie się z bardzo delikatnymi emocjami i odpowiedzenie sobie na sporo pytań. Jak był traktowany dotyk i ciało w waszych rodzinnych domach, czym jest dla was nagość i cielesność, jakie są wasze potrzeby w tym obszarze, czego się wstydzicie lub boicie, czym jest dla was intymność? Jeśli trudno wam zacząć taką rozmowę, pomocne mogą okazać się publikacje Agnieszki Szeżyńskiej, zachęcającej do intymnych rozmów w relacji („Warsztaty Intymności dla Par” wraz z kartami „Intymne Rozmowy”, które bardzo wam polecam).
Po drugie… Dotyk
Dotyk, dotyk i jeszcze więcej dotyku. To naturalne, że wraz z upływającym czasem i pewną rutyną pojawiającą się w relacji, możemy coraz rzadziej dotykać się wzajemnie. Zwłaszcza jeśli mówimy o parze, która weszła w schemat, o którym pisałam wyżej – kobieta sama przestała inicjować czuły dotyk, by partner nie zarzucał jej wysyłania mylnych sygnałów, więc w relacji nie ma już ani seksu, ani czułości. Jednak jeśli oboje czujecie, że chcecie wrócić do bliskości i nie odpłynęliście od siebie za daleko, spróbujcie powoli eksplorować obszar nieerotycznego dotyku. To może być wzajemny masaż (a nawet wykupienie lekcji masażu dla par, by robić to sprawniej i naprawdę umieć ulżyć sobie w bólu pleców), ale równie dobrze wspólne uprawianie sportu, który będzie was zachęcał do kontaktu fizycznego lub wspólne chodzenie do sauny, oglądanie się nago i wspólne wskakiwanie do lodowatej wody (co samo w sobie wywołuje wyrzut endorfin i lepszy kontakt z ciałem).
Pamiętajcie, by do masażu używać bezpiecznych olejków z naturalnym składem. Sprawdź naszą propozycję, Olejek Intymny, który został stworzony zgodnie z ideą clean label.
Po trzecie… Nagość
I tak, naturalnie, pojawia nam się nieerotyczna nagość. Nagość jest w naszej kulturze równie mocno tabuizowana, co fetyszyzowana i seksualizowana, przez co często nie widzimy jej jako elementu codziennej intymności. Zobaczcie, jak się będziecie czuć, spędzając więcej czasu nago, ale bez kontekstu seksualnego. Chodząc nago po domu, śpiąc ze sobą, masując się wzajemnie lub biorąc wspólną kąpiel/prysznic bez erotycznego podtekstu. Jak czujecie się, głaszcząc, wąchając i całując się wzajemnie, ale nie dążąc do seksu? A jeśli narasta w was podniecenie, to czy dacie radę dotykać, pieścić i rozkoszować sobą, ale bez seksu penetracyjnego? A może nawet bez orgazmu w ogóle, czerpiąc przyjemność z samego kontaktu fizycznego bez wielkiego finału?
Po czwarte… Czułe słówka
Ale inaczej niż myślisz. Bo chcę ci zadać pytanie o to, kiedy to Ty ostatnio skomplementowałaś (ciało) swojego partnera. I tu celowo zadaję pytanie kobietom będącym aktualnie w relacji heteroseksualnej, ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że mężczyźni skrajnie rzadko słyszą od partnerek miłe rzeczy na swój temat.
Utarło się, że to my jesteśmy „łase na komplementy” (seksizm alert!), że potrzebujemy uznania z zewnątrz, by czuć się dobrze. Według mnie jest raczej tak, że każde z nas chce czuć się chciane, atrakcyjne i kochane bez względu na płeć i orientację. Poczucie przynależności, „połączenia” oraz wynikające z niego poczucie bezpieczeństwa to uniwersalne i podstawowe potrzeby ssaków, w tym ludzi.
Cishetero mężczyźni również mają te potrzeby, ale bardzo często zakopane głęboko pod patriarchalnym przekonaniem, że „prawdziwy mężczyzna” nikogo i niczego nie potrzebuje, bo jest jak samotny wilk (i wszystkie te bzdurne opowieści o męskich jaskiniach i samowystarczalności). Jak każdy inny człowiek, chcą słyszeć, że ładnie pachną i wyglądają; że są dla nas atrakcyjni i ładnie im w tej koszuli; że są ważni, a ich męskość nie kończy się na ich możliwościach seksualnych.
Nasi partnerzy często czują się bardzo niepewni, ale nie umieją tego przyznać, bo nikt ich nie uczył kontaktowania się z tą delikatną, podatną na zranienie częścią siebie. Wydaje mi się, że często szukają potwierdzenia własnej atrakcyjności, inicjując seks. Dostając odmowę, nie rozumieją do końca powodu i zakładają, że to dlatego, że przestali nas kręcić.
Sprawdź zatem, jak zmieni się wasza dynamika poza sypialnią, gdy w codziennych kontekstach zaczniecie komunikować sobie wasze wzajemne zainteresowanie i radość z relacji, tak po prostu, bez podtekstu (o ile oczywiście jest to szczere). Co się wydarzy, gdy w codziennym życiu zaoferujecie sobie więcej fizycznych sygnałów akceptacji i radości, z tego, że tworzycie swoje unikatowe „stado” z waszymi przyzwyczajeniami, powiedzonkami i żartami, które tylko wy rozumiecie? Co się stanie, gdy zaprosicie więcej czułej intymności do waszego życia, a seks i erotyczny dotyk staną się tylko jednym z wielu sposobów na powiedzenie sobie „kocham cię, podobasz mi się, cieszę się, że jestem z tobą”?
Oczywiście efekt takiego „eksperymentu” zależy od chęci obu stron, by wziąć w nim udział, więc szalenie ważne jest dla mnie, by napisać w tym miejscu, że sama tego wózka nie pociągniesz. Jeśli nie ma w Twoim partnerze chęci do eksploracji własnych przekonań na temat bliskości w relacji ani chęci żadnej zmiany, nie wyginaj się, proszę, w chińskie osiem, bo się złamiesz, a on i tak zdania nie zmieni.
Bardzo ważne jest dla mnie, by wybrzmiało, że za jakość waszego związku jesteście odpowiedzialni oboje, nie tylko ty, czytająca kolejne poradniki i zachęcająca go znowu do zmian. Jeśli nie ma przepływu między wami i chęci współpracy z jego strony, nie będę cię nigdy zachęcała, żebyś brała na siebie koordynację waszego życia erotycznego.
Wierzę, że będąc w kontakcie z własnym ciałem i potrzebami, będziesz wiedziała, kiedy warto popracować nad zmianą, a kiedy czas skupić się na sobie. A to właśnie niejednokrotnie sygnalizuje nam mądre ciało, więc sprawdź z nim wszystkie moje propozycje i nie rób nic wbrew sobie.